A ty kim jesteś? Flipperem czy Handlarzem?

on

 Efekty uboczne „flippowego szaleństwa”

Już nie tylko w prasie branżowej, ale w masowych mediach wiele pisze się o „house flippingu”, jako o nowym trendzie i sposobie na szybkie pomnażanie gotówki. Tylko w ostatnim miesiącu pojawiło się kilka artykułów i wywiadów z Flipperami. A sam Flipper urósł do rangi celebryty, guru inwestycyjnego, symbolu sukcesu i zaradności.

….no ale kto to taki ten flipper– pyta nawet babcia podczas niedzielnego obiadu?  A no właśnie, tu zacznijmy.

Osoba która kupuje mieszkania, aby w krótkim czasie odsprzedać je z zyskiem (po remoncie lub bez) dumnie nosi teraz nazwę Flippera, a zajęcie którym się trudni „flippowaniem”. Wydawałoby się, że to jakiś nowy zawód, który powstał w ostatnich kilku latach.

Nic z tych rzeczy, flipperzy byli „od zawsze”, a przynajmniej od kiedy zaczęłam pracować w nieruchomościach, a to było grubo ponad 10 lat temu. Po prostu wcześniej nazywaliśmy ich (my pośrednicy nieruchomości i ludzie z branży nieruchomości) „Handlarzami”– no nie brzmi ciekawie, więc nie dziwię się tej zmiany przydomka :-). Jednak jest coś jeszcze co odróżnia flippera od handlarza i co ma poważne skutki dla rynku nieruchomości.

Handlarz– nie szuka pokalsku, nie szuka rozgłosu, handlarza nikt powszechnie nie zna, nie wyskakuje z telefonu od razu po otworzeniu facebooka. Handlarz dyskretnie wyszukuje oferty poniżej wartości rynkowej, negocjuje i tworzy okazje inwestycyjne, które później odsprzedaje z zyskiem. Zależy mu na szybkim obrocie gotówki, więc ceny sprzedaży swoich nieruchomości ustala na normalnym poziomie. Dzięki nierozpoznawalności, może raz być osobą, która szuka mieszkania dla dzieci na studia, a raz w trakcie rozwodu, dopasowując się emocjonalnie do zaistniałej sytuacji.

Flipper– swoje poczynania relacjonuje we wszystkich możliwych mediach społecznościowych. Już z pierwszych kroków postawionych na klatce schodowej przy zakupie swojego pierwszego mieszkania jest pełna facebookowa-relacja. Później wizyta u notariusza, wizyta w sklepie, remont, poszukiwania Kupca, odsprzedaż, dokładne sprawozdanie z poniesionych nakładów – wszystko przy asyście kamer:-). Dla dodania efektu „łał” można trochę podkręcić stopy zwrotu, albo zapomnieć o poniesieniu jakiś kosztów. Na końcu jeszcze zaproszenie do zakupu szkolenia za kilka stówek, gdzie dowiesz się jak zostać flipperem.;-).

No i ten rozgłos trochę namieszał, a zestawiając to jeszcze z okresem hossy na rynku nieruchomości mamy spiralę nakręcających się cen.

Czy my jeszcze na tym zarabiamy, skoro ceny rosną w szalonym tempie?

Przez te wszystkie relacje, szkolenia, konferencje „przeciętny Kowalski”, też zechciał zostać Flipperem.

Problem w tym, że znaleźć prawdziwą okazję inwestycyjną nie jest tak prosto. Potrzebna jest spora znajomość zwłaszcza lokalnego rynku,  przydają się kontakty z paniami ze spółdzielni, z ludźmi z zarządu wspólnot, kontakty u komorników, czy znajomość z dobrym i pośrednikiem. Ponadto inteligencja emocjonalna, zdolności negocjacyjne i spokój działania.

Kiedy za handel nieruchomościami zaczęli się brać na masową skalę, laicy po internetowych szkoleniach zazwyczaj wcale nie wyszukiwali prawdziwych okazji inwestycyjnych, lecz kupowali mieszkania w normalnej cenie i dorzucali do niej swoją „górkę”. A że wiele osób zachęconych przez Flipperów zaczęło tak robić, nakręciło to trochę spiralę wzrastających cen. Zdarzało się (jestem czynnym obserwatorem rynku to wiem), że jedno mieszkanie zostało kilka razy tak przez sprzedane i każdy swoją małą  górkę dokładał.

Rynek to kupił z kilku powodów: moment cyklu koniunkturalnego, niskie stopy procentowe i niepewność polityczna, która nie sprzyja, ani inwestycją w rozwój firm ani trzymaniu oszczędności w bankach, duża emigracja ze wschodu, sporo gotówki na rynku.

Do tej pory jeśli ‚Handlarz” miał przypuścimy 2 mieszkania w obrocie (dla prostego rachunku, bo prawdziwi handlarze mają ich zazwyczaj w obrocie po kilkanaście), to po powiedzmy po 1- 1,5 roku z handlu tymi dwoma generował taki zysk, że mógł już kupić trzecie i trzecim zacząć obracać.

I tak w ostatnim roku zaczęłam się zastanawiać, czy my na tym jeszcze zarabiamy? Skoro ceny tak idą w górę, że aby kupić to samo stale trzeba dokładać? W kasie jest więcej gotówki- to fakt, ale wciąż te „kolejne mieszkanie” do obrotu jest poza zasięgiem? Takie ciągłe gonienie króliczka. Czy nie jest to odpowiedni moment, żeby powiedzieć stop i przeczekać te ciągłe zwyżki? Wszak ceny nie będą stale rosnąć. Bessa która przyjdzie ( a kiedyś przyjdzie – bo to wynika z cyklów) zweryfikuje rynek, powie sprawdzam i wtedy zobaczymy kto zostanie,  Handlarz czy Flipper?

Ps; tekst bardzo subiektywny i nie poparty żadnymi liczbami, napisany przy weekendzie z przymrużeniem oka, nie mam nic ani do handlarzy ani flipperów, ani do szkoleń internetowych, ani do facebooka:-).

Sylwia Wróblewska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *